Marzenia, marzyciel, marzycielka, realizacja, spełnienie. Tak prosty motyw, a jednak porusza. W szczególności dotyka tych, którzy swoich marzeń nie mogą zrealizować. Tych, którzy nie piszą swojego własnego scenariusza, bo nie mogą, bądź też nie chcą, nie wierzą w możliwość jego realizacji. Kto by nie chciał być bohaterem filmu z dobrym soundtrackiem i happy endem? Oglądając takie podawane nam przez movie makers 'przysmaki' i mając trochę empatii doznajemy uczucia radości, zaczynamy wierzyć cuda, karmimy się tym idyllicznym obrazem rzeczywistości. I dobrze, o to właśnie chodzi. To jest jak kopniak w dupę do dalszego działania. Informacja, że życie jest cudowne, pełne niespodzianek, miłość uskrzydla, a wiara w siebie i własne możliwości jest drogą do sukcesu. Ach, jak dobrze jest mi z taką myślą... aż chce się żyć!
Często zdarza mi się słyszeć od starszych ( i jak mówią o sobie, bardziej doświadczonych) słowa: "Wierzysz w to, że tak może być? Za dużo filmów się na oglądałaś!", ale staram się wówczas powiedzieć stanowcze NIE, nie psujcie mi tego, co tak pięknie sobie wyimaginowałam. Dlaczego by nie żyć z myślą, że jeszcze wszystko przed nami, że może będziemy mieli szczęście w życiu i uda nam się to, co sobie zaplanowaliśmy. Jak w filmie, dokładnie tak! Pesymizm jest w dzisiejszych czasach passé, a młode pokolenie rusza na podbój świata. Teraz przydałoby się wznieść toast.. Za nas! Marzycieli, którzy zrealizują własne scenariusze. Pozdrawiam, G<3