poniedziałek, 16 stycznia 2012

białozimowo

YEEESS! Śnieg wreszcie dotarł do Trójmiasta. Co prawda sądziłam, że spacery iście zimowe będą sprawiały mi o wiele więcej radości, a tymczasem uczucie sopelków lodu wbijających się pod jeansami w nogi, w nos i policzki nie jest aż tak przyjemne, aczkolwiek na pewno pobudzające do życia. Teraz jednak nie mogę wyobrazić sobie lepszego poranka niż ten dzisiejszy, poniedziałkowy, kiedy mogę zostać sobie w domu, zjeść jajko na miękko, wypić kawę, patrzeć przez okno i nie wychodzić z domu... No dobra, skuszę się na krótki spacer, ale na szczęście aż do godziny 16 nikt nie zaciągnie mnie do środków komunikacji miejskiej utykających w białym szaleństwie. A ja zerkam sobie teraz przez białą, kuchenną firankę na biały, ośnieżony samochód, na niewidzialne chodniki i ozdobione choinki i zastanawiam się, dlaczego Śniegu nie przyszedłeś do nas 3 tygodnie temu...? :(:( Faktem jest, że lepiej późno niż wcale, więc nie będę już więcej marudzić tylko odkopie z dna szafy moją deskę i przygotuje się na snowboardowe szaleństwo!<3
Buziaki dla wszystkich szkolnych obiboków : * I tych bardziej zdyscyplinowanych uczniów również ;)

sobota, 14 stycznia 2012

revolutionary road/droga do szczęścia

Wszystko to jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Wydaje im się, że mając u boku kogoś, na kim można polegać, że będąc zawsze razem, jak Żwirek z Muchomorkiem, Filip i Flap albo Kubuś i przyjaciele, zajdą do swojej własnej doliny radości. Próbują odnaleźć drogę do szczęścia. Jednak czy nie wiedząc, czym ono jest dla nas da się je odnaleźć? Nie wydaje mi się, żeby bezustanna pogoń za marzeniami, za wszelką cenę, tudzież z drugiej strony, bierne akceptowanie codzienności były dobrymi wyborami. Każda z tych skrajnych form, tzw. planu na przyszłość, wiąże się z rozczarowaniem. Niespełnione i niedoścignione pragnienia, poczucie pustki i bezsensowności życia... Niezbyt porywające scenariusze.
Zastanawiałam się dzisiaj, czy lepiej umrzeć i być ofiarą własnych, wygórowanych wyobrażeń oraz optymizmu, czy wieść nudne życie człowieka, który nie wie właściwie kim jest, co robi, dokąd zmierza. Wstaje rano, robi jajecznicę, popija ją kawą lub sokiem pomarańczowym, idzie do szkoły lub pracy, wraca na obiad, lub też nie zastaje obiadu, wykonuje setki innych odruchowych, wyuczonych, codziennie niezmiennych czynności. Czy mówiąc: 'stabilizacja, założenie rodziny' nie przechodzimy od razu do fazy stagnacji? Chyba tego obawiamy się najbardziej. Dlatego biura podróży przeżywają  oblężenie jak tylko zbliża się kilka dni wolnego i można wyrwać się z tego nudnego życia, którym już tak bardzo gardzimy.
A gdyby tak wyjechać? Na stałe. Zmienić dom, pracę, otoczenie, nawyki. Brzmi całkiem fajnie, ale co ludzie powiedzą? Przecież to takie nieracjonalne. Tak się składa, że często ten racjonalizm jest większy u osób, u których zupełnie byśmy się tego nie spodziewali, a ci, którzy zawsze postępują tak rozważnie wydają się być szaleni. Można powiedzieć, oni nie znają życia, okłamują się, tworzą swoją własną utopię i jednocześnie są tchórzami. Bo trzeba mieć jaja, żeby postępować spontanicznie i żywiołowo, a wtedy już nie ma się do siebie pretensji, że przegapiło się okazję, która już nigdy się nie powtórzy.
Dla rzeczy, które już zrobiliśmy zawsze znajdzie się jakieś wytłumaczenie, przecież nawet winnych w sądzie może obronić dobry prawnik i tak samo my możemy obronić swoje własne sumienie, ale jeżeli na jakiś krok się nie odważymy to można już tylko żałować i układać scenariusze: ' a gdybym tak wtedy..., to może już teraz...'. Smutne, nieprawdaż?
Postanawiam dzisiaj dwie rzeczy. Pierwsze primo, ufać swojej intuicji, drugie, nie rozmyślać za dużo o przyszłości, bo jeszcze nie ułożyłam takiego scenariusza, który by mnie zadowolił, a gdy spełni się pierwszy warunek, drugi już będzie tylko miłą konsekwencją, a przynajmniej powinien być... :)