Komedie romantyczne to typowe banały. Zaczynasz oglądać i wiesz jak się skończy, spodziewasz się tego, co się wydarzy, a jednocześnie rzadko kiedy wyłączasz telewizor. No, tak przynajmniej jest w moim przypadku. Zapewne nawet bym się do tego nie przyznała, gdyby nie film, który widziałam dzisiaj. Nie różnił się niczym od reszty powiastek z serii 'love story', oprócz tego, że nawet wywrotka na skórce od banana nie byłaby w stanie wprowadzić do tej komedii zabawowego nastroju. Ale czasami po prostu potrzebujemy tej jednej i pół godziny, no dobra dwóch po doliczeniu wszystkich reklam banków i wybielaczy, jako odpoczynku od myślenia, jako chwilę błogiego nicnierobienia.
Wiecie co mnie najbardziej w tym wszystkim wkurza? Że bawią mnie łzy ludzi, którzy płaczą nad takimi scenariuszami, a jednocześnie (oczywiście w najbardziej kryzysowej sytuacji jaką możecie sobie wyobrazić) zdarza mi się być jedną z tych dotkniętych osób. To beznadziejne, aczkolwiek bardzo pomocne. Oczyszcza nasz organizm psychicznie, a jednocześnie łzy rewelacyjnie nawilżają soczewki kontaktowe. (Tak sobie tylko żartuję, bo wcale nie jestem taka nieczuła.) :)
Dodatkowo, gdy już mowa o pozytywach, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że komedie romantyczne wcale nie mają nas rozbawiać, one po prostu mają wywołać uśmiech na twarzach smutnych osobników. I nie próbujcie zaprzeczać, że gdy oglądacie tzw. 'happy end', którego oczywiście w najmniejszym nawet stopniu się nie spodziewaliście, chociażby cień radości zakrada się do waszych świecących oczu lub po prostu wypływa na twarz. O to właśnie chodzi. Ja na przykład po dzisiejszym seansie czuje się lekko, radośnie, mam ochotę żyć i mam ochotę wierzyć w cuda. Lubie ten stan, kiedy wiem, że mogę wszystko. :) Jedyne co mnie teraz martwi to to, czy znajdę sobie kiedyś takiego idealnego faceta, który da radę sprostać moim wykreowanym w Nowym Jorku przez przystojnych aktorów wyobrażeniom o prawdziwym mężczyźnie. Ale w końcu skoro tyle razy już takie rzeczy oglądałam, może sytuacja polubi się powtarzać... A wtedy usłyszę słowa, na których zależałoby mi najbardziej: ' Mogę tak patrzeć na ciebie i słuchać cię bez końca.' Bo ja lubię dużo mówić i opowiadać, a ktoś z Was może jest przystojnym brunetem, który lubi słuchać?
xoxo, G.
Ej to trochę prawda. Mimo iż uwielbiam thrillery, filmy akcji czy kryminały, raz na ruski rok zdarza mi się obejrzeć jakiś typowy odmóżdżacz :) szczególnie, że one pokazują (przynajmniej według mnie), że jak się chce, to człowiek może wszystko :)
OdpowiedzUsuńno i też się zgadzam, że przez wszystkie amerykańskie filmy/seriale wykreował mi się portret faceta idealnego.
Ale G., znajdziemy kiedyś naszych przystojniaków! Takich księciów z bajki :>
PS. Jak brak Ci takiego faceta, to ja jestem brunetką(prawie) i lubię słuchać :> Pamiętaj! ♥
jesteś słodziakiem nie z tego świata Lipi <3 !: * dziekuje
OdpowiedzUsuń